Czasem czujemy, że nie potrafimy iść ku nowemu, że coś nas magicznie trzyma przy starym. Najczęściej tendencja ta widoczna i uciążliwa jest w przypadku związków. Żeby być gotowym na przyjęcie nowego, otwartym – trzeba pożegnać się ze starym. Podziękować (wewnętrznie, nie oznacza to, że od razu mamy dzwonić do byłego i mu dziękować , chodzi o nasz proces, nie o niego) za to co było dobrego w związku (a w każdym przecież coś było dobrego, choćby na początku), za owoce tego związku w postaci dziecka/dzieci, za lekcję, jaką odebraliśmy. Trzeba też przyjąć (albo chociaż wykazać gotowość na przyjęcie) swoją część odpowiedzialności za rozpad związku. Dopiero wtedy możemy w pełni poczuć, że puszczamy byłego partnera (można proces wzmocnić, powtarzając słowa: „Puszczam cię.” „Jeśli o mnie chodzi, jesteś wolny/wolna”) i dopiero wtedy tak naprawdę robi się przestrzeń na nowego partnera, na nowy początek, na kolejny etap w życiu. Bez tego idziemy przez życie jedną nogą w starym, drugą w nowym. Wystarczy sobie wyobrazić wędrówkę wzdłuż strumyka, nad strumykiem właściwie, jedna noga po jednej stronie strumyka, druga po drugiej i my – w lekkim rozkroku, czasem bardziej po lewej stronie, czasem po prawej, cały czas niestabilni, trudno wzrok od strumyka oderwać, żeby do niego nie wpaść… Ten strumyk lepiej przekroczyć (a przekroczeniem nie jest złość – bo złość nas trzyma przy starym – ale pogodzenie się, odpuszczenie, uszanowanie) i stać dwiema nogami po drugiej stronie, wtedy całym sobą możemy być tu i teraz, zacząć swobodnie patrzeć w przyszłość, należeć do nowego związku i… do siebie…
